AKTUALNOŚCI OKIEM TOMASZA ROZRYWKA

Bierut na pokładzie

Jerzy Gajdzik. W latach pięćdziesiątych służył jako pilot – nawigator w Samodzielnej Specjalnej Eskadrze Lotniczej KBW. Zachęcamy do przeczytania tej fascynującej opowieści.

Co należało do obowiązków pilota w Samodzielnej Specjalnej Eskadrze Lotniczej KBW

Do moich obowiązków należało między innymi przewożenie samolotem w różnych kierunkach oficjeli rządowych i partyjnych – więcej było chyba tych drugich. Do tego służyła Waja, o której koniecznie należy powiedzieć. Maszyna była przebudowanym bombowcem, dzięki temu można było przewozić grono pasażerów. Procesem przekonstruowania zajmowały się Zakłady Lotnicze w Mielcu. Z tej formy transportu korzystali oficjele różnej maści, gradacji społecznej, bo przewoziliśmy rozmaite, bardzo różnorodne towarzystwo.

Kto należał do grona VIP-ów, których gościł Pan na pokładzie?

Ówczesny prezydent PRL Bolesław Bierut bardzo często korzystał z naszych usług, które nie odbywały się Storchami lub Messerschmittami 108, tylko Focke Wulfem – FW 58 o kryptonimie Weihe. Mówiliśmy na nią Waja. Głowa państwa latała z obstawą, a ten samolot spełniał oczekiwania i miał dość miejsca. Waja była maszyną 6-cio miejscową w przedziale pasażerskim, czyli zabierała na pokład Bieruta i pięciu towarzyszy. I tak lataliśmy w różnych kierunkach po Polsce.

Źródło: Domena publiczna. Roman Burzyński. Bolesław Bierut „Sześcioletni plan odbudowy Warszawy”, Warszawa 1950, Książka i Wiedza

Kto oprócz Pana należał do grona pilotów w Eskadrze i jak wyglądała sama maszyna?

Pilotem przypisanym do tego samolotu był radziecki obywatel Bolesław Orłowski – dla nas Boluś. W tym momencie warto powiedzieć, że Samodzielna Eskadra Lotnicza KBW (przyp. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego) składała się z 36 osób; oficerów, podoficerów w randze sierżantów plutonowych do obsługi naziemnej i technicznej. Natomiast piloci byli w stopniach oficerskich.

Waja służyła głównie szybkiemu przemieszczaniu. Pomimo, że została przerobiona z bombowca osiągała dużą prędkość i mogła lądować w zasadzie wszędzie. Wystarczyła trawiasta płaszczyzna i odcinek pasa porównywalny do tego jaki potrzebował Messerschmitt. Takimi maszynami dysponowaliśmy w Samodzielnej Eskadrze Lotniczej KBW.

Transport wyglądał tak: Boluś Orłowski – obywatel ZSRR był pod zwierzchnictwem generała majora Kurłyszewa, oczywiście Sowiety. Przechadzał się w polskim mundurze z naramiennikami majora, a był generałem. My chodziliśmy bez dystynkcji i zwracaliśmy się do siebie po imieniu, bez przywiązywania wagi do stopnia i rangi. Wyjątkiem był dowódca eskadry czyli pułku, bo jednostka była traktowana tak jak obecny 36 Pułk (przyp. 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego).

Jerzy Gajdzik, archiwum prywatne

Waja miała stałą obsadę załogi, stanowił ją Boluś i nawigator, zazwyczaj któryś z oficerów sowieckich. Pewnego razu stało się tak, że nawigator zaniemógł i poszedł na zwolnienie lekarskie. Tak się złożyło, że akurat byłem oficjalnie drugim z nawigatorów. Pozostali nie byli nawigatorami tylko pilotami mechanikami. Nie mogli latać jako nawigatorzy, chociaż z tym bywało różnie. Czasem samoloty traciły podwozia w Górach Świętokrzyskich (śmiech).

Bolesław Bierut, jakim był pasażerem?

Charakterystyczne u prezydenta Bieruta było to, że opinia publiczna o nim w tamtym czasie nie była prawdziwa. Był człowiekiem bardzo inteligentnym i doskonale potrafił wczuć się w rozmowę z każdym. Pamiętam, że wtedy lecieliśmy do Lublina.Warto podkreślić jak zachowywał się Bierut, kiedy wszedł na pokład. Oprócz ogólnego „dzień dobry”, skierowanego do wszystkich, odwiedził załogę i przywitał się z pilotem i nawigatorem, czyli Bolusiem i mną. Był to jedyny raz kiedy leciałem jako nawigator z pilotem przypisanym prezydentowi.

Bolesław Bierut pozdrowił nas i poszedł, nie padły żadne dyspozycje, zresztą to było absolutnie nie do przyjęcia. Teraz to się zdarza – tylko po co i dlaczego? Wywieranie jakiegokolwiek nacisku na pilotach było nie do pomyślenia. Chcę podkreślić, że latali z nami różni dygnitarze partyjni, ale tylko Bierut wraz ze swoją obstawą zawsze najpierw witał się z załogą. Nie pytał jak lecą, gdzie lecą, wszystkie potrzeby musiały być uprzednio zgłoszone i określone przed wejściem na pokład Waji. W powietrzu nie było mowy o tym żeby ktokolwiek dyrygował pracą pilotów.

Koledzy, którzy latali na innych typach maszyn, mówili to samo. Mieliśmy w eskadrze sporo samolotów przeważnie niemieckie, chociaż były też innej produkcji nielotne, stojące jak eksponaty na stojankach przed hangarami, ale to mało istotna dygresja.

Muszę powiedzieć, że spotkałem się z rozmaitymi przypadkami (pasażerów). Nie tylko na Waji, bo ona służyła do lotów z Komitetu Centralnego, na przykład z ministrami, którzy wsiadali na pokład i nawet nie powiedzieli dzień dobry. Pod tym względem Bolesław Bierut pozytywnie się wyróżniał.

Rozmawiał Tomasz Burek