Film godny polecenia. W weekend do kina
Wreszcie nadszedł weekend. Pogoda nie będzie nas rozpieszczała, więc warto zastanowić się nad tym, jak spędzić czas pod dachem. Polecamy wypad do kina na film „Niebezpieczni dżentelmeni” w reżyserii Macieja Kawalskiego. Ta komedia z plejadą gwiazd z pewnością sprawi, że dzień będzie udany.
Tę wyjątkową komedię, którą możemy śmiało nazwać młodopolskim Kac Zakopane, ciągle można zobaczyć we wszystkich dobrych kinach. Na dużym ekranie bryluje cała ówczesna bohema z Witkacym na czele, jest i Lenin, a nawet Piłsudski. Do tego impreza, której skutki mogą zaważyć na losach świata.
Tadeusz Boy-Żeleński (Tomasz Kot), Witkacy (Marcin Dorociński), Joseph Conrad (Andrzej Seweryn) i Bronisław Malinowski (Wojciech Mecwaldowski) budzą się po mocno zakrapianej, całonocnej imprezie. Głowy pękają im od kaca, nikt nic nie pamięta. Na domiar złego na podłodze leżą zwłoki nieznanego mężczyzny. Tymczasem do drzwi domu dobijają się właśnie stróże prawa. Niestety, to dopiero początek kłopotów i nieoczekiwanych zdarzeń. Bo przedstawiciele bohemy mają do tego wszystkiego niesamowitego pecha. Boy-Żeleński nijak nie może znaleźć płaszcza ze swoimi dokumentami i po drodze okazuje się, że… jest uznany za zmarłego. A ma wygłosić odczyt! Do tego giną pieniądze przeznaczone na wyprawę, na którą ma się udać cała czwórka. Rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym bohaterowie muszą uwolnić się nie tylko od podejrzeń, ale także od równie niebezpiecznych środowiskowych plotek i jak najszybciej wyjaśnić zagadkę tajemniczej śmierci.
„Niebezpieczni dżentelmeni” w reżyserii Macieja Kawalskiego do podróż do Zakopanego czasów Młodej Polski. Serce Tatr było wtedy jednocześnie stolicą artystycznego światka. Nie brakowało tu rozrywek, tego możecie być pewni. I artystów, intelektualistów i oryginałów wszelkiej maści wabił klimat kultowej miejscowości, a ekstrawagancki, demoniczny i nieprzewidywalny Witkacy nadawał ton życiu ówczesnej bohemy. Uwielbiał aurę skandalu, awangardy i happeningu.
– Można na ten film przyjść, nie mając pojęcia o tym, kim byli ci ludzie. Poza faktem, że coś się obiło o uszy i o tym była kartkówka w szkole. Można po prostu się na nim dobrze bawić. Znając te postaci, to powstają dodatkowe piętra interpretacyjne. Bo choć jest to historia fikcyjna, to bardzo dużo jest w niej prawdy – mówi Maciej Kawalski – reżyser „Niebezpiecznych dżentelmenów”. To również najnowsza produkcja, która otrzymała dofinansowanie ze Śląskiego Funduszu Filmowego. M.in. tak od 15 lat pomaga filmowcom Silesia Film.