Jarek Juszkiewicz: Nie dajmy się zwariować sztucznej inteligencji
Przez 15 lat przyzwyczailiśmy się do głosu Jarka Juszkiewicza w samochodach, który za pośrednictwem Google Maps kierował nas do celu podróży. To już przeszłość, bo jego miejsca zajmie coraz powszechniejsza w codziennym życiu sztuczna inteligencja. Ale czy nie przesadzamy otwierając furtkę AI do każdej dziedziny naszego życia?
– To jest kategoria zachłyśnięcia się nową technologią – ocenia popularny dziennikarz, lektor, a także rzecznik prasowy Planetarium Śląskiego w rozmowie z miesięcznikiem Dwa Kwadranse.
W chwili, gdy rozmawiamy jest 5 listopada, za pięć minut na zegarach wybije punktualnie godzina 11:00. Sprawdźmy, ile wyświetleń ma Twój filmik umieszczony w mediach społecznościowych, w którym dziękujesz użytkownikom Google Maps po 15 latach „dowodzenia”, gdzie mają skręcić chcąc dotrzeć do celu podróży.
Już sprawdzamy… Przyznam, że dawno do tych statystyk nie zaglądałem… W końcu to nie jest to cel mojej działalności (śmiech). Dobra, mamy 8 milionów 246 tysięcy wyświetleń na samym Facebook’u. Sprawdzimy jeszcze Tik-Toka… Tu mamy 6,3 miliona.
>
No to gratuluję! Śrubujesz podobne statystyki, jak Linkin Park po premierze nowego klipu w Internecie.
(śmiech) Bardzo się cieszę, choć nie było to moją intencją. Prawdą jest, że ten film „chodził” za mną przez kilkanaście godzin, po tym jak mnie zdjęto. Sam tekst napisałem chyba w kwadrans, miałem rozstawiony plan. Google jeszcze coś tam sprawdzał, czy rzeczywiście ze mną się pożegnano. Gdy już była ta pewność, stanąłem przed kamerą. Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że po raz ostatni tak dużej grupie osób mówię „kieruj się na południe”.
>
Za to o Tobie zaczęła mówić cała Polska.
Efekt pozytywnie mnie zaskoczył. Pracując w Planetarium Śląskim nagrywam filmiki o kosmosie i na ogół jest tak, że oprócz tych fajnych, konkretnych reakcji, potrafią też odezwać się „płaskoziemcy” czy inni zwolennicy teorii spiskowych, którzy w odpowiedzi na naukowy przekaz stwierdzają, że i tak w ich ocenie opowiadam bzdury. Przyznam, że też niespecjalnie przez lata miałem dobre zdania o polskim Internecie i w ogóle o mediach społecznościowych. I byłem chyba w błędzie, bo to moje pożegnanie z Google trochę ten pogląd zweryfikowało. Liczba życzliwych komentarzy była ogromna. Zresztą nadal je otrzymuję. Choćby dziś dostałem taki oto komunikat, który tak mnie urzekł, że chyba zrobię z tego post. Pan Maciej wysłał mi zdjęcie z samochodu swojej córki, na którym widniała kaczuszka. No, to ja byłem, czy jestem tą kaczuszką, jako pomnik polskiego głosu w Google. W tym samochodzie z jakiegoś powodu zostałem nazwany Krzysiem. A tych imion nadawano mi wiele. Byłem Zbyszkiem, Balonikiem, Kubą, choć bardzo wiele osób wiedziało, że mam na imię Jarek. Ten pozytywny przekaz daje mi niezłego „kopa”, dużo motywacji i siły. Nie chodzi o żadne współczucie. Nic z tych rzeczy. W świecie lektorskim nie tak to działa. Po prostu wykonujesz jedno zlecenie, a potem następne. Mój przypadek niczym się tu nie różni od ogółu. Byłem w Google, teraz jestem w Orlenie, ten kamień zatem dalej się toczy. Niemniej jednak pewien etap się zakończył i cieszę się, że mogłem być – nomen omen – głosem tych lektorów, którzy odchodzą z zawodu lecz dzieje się po cichu, bez medialnego szumu. Kolejnych zleceń już nie mają.
>
Przypomnij, jak to było w Twoim przypadku.
Rozesłałem swoje dema do różnych banków głosów na całym świecie. Kilka z nich odpowiedziało. Jeden z nich zaproponował nagranie komunikatów dla Google Maps. Przyjąłem to po prostu jako kolejne zlecenie, bo pamiętajmy, że to było rok po tym, jak Apple zaprezentowało iPhone’a, czyli pierwszy smartfon, który wszedł tak powszechnie do użytku. Długo nie działo się nic, bo Google Maps było dostępne tylko w telefonach Google’a. Głośno zrobiło się dopiero, kiedy 3,5 roku temu po raz pierwszy Google ze mnie zrezygnowało. Wtedy jak pamiętasz mocno zareagowali użytkownicy stając niejako w mojej obronie. Z podobną sytuacją mamy do czynienia teraz, ale tu już klamka zapadła. Na pewno nie spodziewałem się, że tak wiele osób przyzwyczaiło się do mojej obecności w samochodach.
>
Pamiętam jedną z naszych rozmów sprzed dwóch czy trzech już lat, gdy trochę przepowiedziałeś, że AI zastąpi lektorów. Sztuczna inteligencja wyprze inteligencję prawdziwą, przyporządkowaną żywemu człowiekowi, stanowiącą jego wartość.
Nadal tak uważam, ale ten pogląd też trochę zrewidowałem. Jakby bliżej temu się przyjrzeć, nie są o wcale takie złe informacje dla lektorów. Mówię o przyszłości. Natomiast złe jest to, co dzieje się teraz. Zaprzęgnięto bowiem bardzo niedoskonałą technologię do tego, co powinno wydarzyć się dopiero za kilka lat. Stworzenie głosowego awatara nie jest niczym złym. Muszę jednak być spełnione dwa warunki. Po pierwsze, ten system musi dobrze działać w języku polskim. Być naturalnym dla ucha i przenosić wszystkie emocje, który przekazuje człowiek mówiący tym głosem. Jeśli taki system by powstał, wtedy byłoby to pozytywnym zjawiskiem, bo głos lektora stałby się nieśmiertelny. Możesz czytać audiobooki udzielając wpierw licencji. Lektor powinien mieć kontrolę nad tym, w jaki sposób jego głos jest pozyskiwany. Warunek numer dwa, udzielanie licencji na wykorzystanie głosu. Jeśli oba warunki zostaną spełnione, to nie będzie tragedii. Co więcej, wiem, że spora grupa lektorów właśnie na to się przygotowuje. Popatrzmy na to z jeszcze innej perspektywy. Sam przecież pracujesz w mediach od lat, byłeś związany z wieloma redakcjami i doskonale pamiętasz kim byli zecerzy. Ale bardzo wiele osób dziś już nie wie, że byli to ludzie, którzy jeszcze przed kilkoma dekadami układali szpalty i czcionki gazetach. Ta profesja na dobrą sprawę była formą sztuki, bo ułożenie treści w spójną całość wcale nie było takie łatwe. W ciągu kilku lat zecerzy zniknęli. Czysto jednak teoretycznie, bo oni po prostu przekwalifikowali się na skład elektroniczny, który wciąż funkcjonuje.
>
Skład elektroniczny funkcjonuje, tyle że gazety przechodzą do lamusa.
Mogą jednak wciąż składać książki, foldery lub przygotowywać całe strony do publikacji w Internecie. Choć kto wie… Może kiedyś będzie z nami tak jak z dorożkarzami? Dorożka jest czymś dziś ekstra oryginalnym i elitarnym (śmiech). Taksówką możesz pojechać zawsze, dorożką w wyjątkowych sytuacjach i zapłacisz za to więcej. Oczywiście, mówię to nieco z przymrużeniem oka. Nie chcę też bawić się w futurologa. Intuicyjnie mimo to wyczuwam, że w tej działalności stricte komercyjnej będą awatary głosowe wykorzystywane w reklamach czy filmach i lektorzy, o czym już mówiłem. Lektorzy powinni za to otrzymywać wynagrodzenie i mieć nad tym kontrolę, jak długo i gdzie ich głos jest wykorzystywany, zaś żywe głosy, lektorzy nazwijmy analogowi, będą „produktem” premium.
>
A nie poczułeś się jako lektor skali premium po rozstaniu z Google? Bo nie jest tajemnicą, że Twój telefon się rozgrzał do czerwoności.
Rzeczywiście, kilka drzwi się otworzyło i nadarzyła się okazja do realizacji naprawdę paru ciekawych projektów. Na szczęście nie tylko komercyjnych. Specjalnie też nie bałem się, że stracę pracę, bo jestem wolnym strzelcem. Przyznaję, że wiele teraz zmieniło się w moim życiu, choć pewne wartości, podejście, pozostały niezmienne. Przede wszystkim jestem dziennikarzem radiowym, a dopiero potem lektorem. Pracuję w Radiu 357, tam tworzę podcasty i cotygodniowe stałe programy. Choć rzeczywiście, ludzie jeszcze przez jakiś jeszcze czas będą mnie kojarzyli z głosu w samochodzie. Bo w tym też tkwi zagadka głosowej nieśmiertelności. Dla przykładu, moja żona kilkanaście lat temu użyczyła głosu do systemu Avast Antywirus. „Baza wirusów programu Avast została zaktualizowana”. Pewnie znasz taką formułkę…
>
Pewnie, któż jej zna!
No właśnie. Pewnego razu zrobiliśmy test w sklepie. Kasia wygłosiła tę formułkę i kilka osób natychmiast się odwróciło. Konkluzja jest taka, że głosy bardzo łatwo zapamiętujemy. Przed laty, w kultowym programie „Sonda” głosu użyczał Marek Gajewski, znakomity, przedwcześnie zmarły lektor. Mimo upływu lat, jego głos nadal pamiętam. To samo jest z głosami czy to Jana Suzina czy Piotra Fronczewskiego, który ostatnio brał udział w kampanii społecznej „Młode Głowy”. Z głosami chyba bardziej potrafimy się zżyć niż z fizjonomią. Bo jeśli coś jest nieprawdziwe to od razu jesteśmy w stanie wskazać różnicę.
>
Mnie trochę przeraża fakt, że tak łatwo ufamy sztucznej inteligencji.
To jest kategoria zachłyśnięcia się nową technologią. Gdy wszedł do powszechnego użytku Internet to taki sam model zachłyśnięcia przerobiliśmy z dot-comami. Postanowiliśmy na przełomie wieków wszystko wpuścić do sieci, a potem okazało się, że rynek nie był na to gotowy. Bańka pękła. Dziś w większości robimy zakupy przez Internet, ale to się przecież wydarzyło dwadzieścia lat później. Z AI też dziś jesteśmy na szczycie tej góry, ale czas na refleksję jeszcze nie nadszedł. Przetestowałem warianty wykorzystania AI do przygotowanie tekstów i pewnie nie jestem jedyny, który odkrył, że czas zredagowania materiału przez sztuczną inteligencję jest krótki, ale za to dużo więcej czasu zajmuje sprawdzenie, czy nie zawiera on błędów.
>
Mam na koncie to samo doświadczenie. Testowo postanowiłem wykorzystać sztuczną inteligencję do przygotowania tekstu na pewien duży kongres gospodarczy. AI „wypluło” mnóstwo dość poprawnie zredagowanych, aczkolwiek kompletnie nieprzydatnych ogólników, żadnych konkretów. Pisałem wszystko od nowa.
Żadne to zaskoczenie. Bo AI jeszcze przez długi czas nie zrobi jednej rzeczy – nie będzie myślało niestandardowo. Podam przykład. Za kilka dni mam taką prelekcję na spotkanie operatorów systemów łączności i mam mówić o komunikacji w kosmosie. Przechodzę do pierwszego slajdu. Proszę ChatGPT „Wygeneruj mi plan prezentacji dotyczący komunikacji w kosmosie”. I on to robi, zresztą zupełnie poprawnie. Tymczasem ja zaczynam prezentację od przybliżenia postaci Iwana Iwanowicza – manekina, którego wysłano w kosmos przed Jurijem Gagarinem. Radioamatorzy usłyszeli głos z magnetofonu zamontowanego w brzuchu tego manekina, który podawał przepis na barszcz ukraiński, choć w tym zabiegu chodziło jedynie o sprawdzenie łączności. Radioamatorzy ten głos przechwycili i na tej podstawie powstała teoria spiskowa, że Gagarin wcale nie był pierwszy w kosmosie, tylko wcześniej wysłali kogoś zupełnie innego. Akurat takiego zabiegu AI nigdy nie wykona. Przynajmniej na razie…
>
Właśnie tego się obawiam, że AI może zostać wykorzystywana do wypaczania historii.
Sztuczna inteligencja niestety już to robi. Niedawno też zrobiłem taką próbę, również w oparciu o ChatGPT. Elon Musk ostatnio wysłał rakietę Spaceship, ale pierwszy stopień rakiety nie tylko wrócił na ziemię, ale wrócił na wyrzutnię, z której startował. Chciałem się upewnić, czy to na pewno była ta sama wyrzutnia. I co? Otóż, najpierw ChatGPT mnie poinformował, że ta rakieta w ogóle nie wylądowała, bo się rozbiła. No to piszę mu, że „chodzi mi o pierwszy stopień, idioto”, postanawiając właśnie w taki sposób „wzmocnić” przekaz, bo mnie już zdenerwował. Nie zareagował na to, bo AI na inwektywy jest już odporna, ale w odpowiedzi na zadany temat tak jak Ty w opisywanym przykładzie, dostałem jakieś same ogólniki. Czemu tak się dzieje? Otóż mamy dwa systemy AI. Bezpłatny, który w mojej ocenie jest beznadziejny i nieco lepszy w formie płatnej. Czyli co? Mamy płacić za prawdę? (śmiech). Długi czas pracowałem na systemie Google’a o nazwie Notebook LM, który pozwala do takiej bazy danych wgrać dokumenty, na których potem pracuje AI. I to jest rewelacja. Bo nie „halucynuje”, umożliwia tworzenie zestawień różnych danych albo nawet przepytywać system. Miałem taki tekst, jak astronauci widzieli Ziemię z Kosmosu. Wrzuciłem PDF-y z książkami i wpisałem to jako komendę „znajdź miejsca, w których astronauci opisują Ziemię z Kosmosu”. Efekt znakomity. Genialne narzędzie, ale tylko narzędzie a nie technologia, która ma zbawić świat.
>
Wieloma rzeczami się zajmujesz, ale w czym czujesz się najlepiej?
Tak jak powiedziałem wcześniej: w byciu radiowcem…
>
Czyli tak Marek Niedźwiecki, w życie pozaradiowe nie wierzysz?
Coś w tym jest. Choć miałem przerwy. Gdy w 2000 roku odszedłem z radia przez jakiś czas zajmowałem się działką public relations w funduszach inwestycyjnych, przez ponad rok z Krystyną Bochenek pracowałem w Senacie, a w 2021 roku na rzecz Planetarium znów odszedłem z Radia Katowice. Bez radia wytrzymałem dwa miesiące…
>
Ale w Planetarium wśród gwiazd też Ci dobrze.
Dlatego jeśli rozmawiamy o tym co mi daje największa satysfakcję to pewnie wskazałbym na Planetarium. Na początku listopada mieliśmy tutaj premierę seansu „Gwiazdy dla opornych. Gdy nie było GPS-u”. Tak się złożyło, że trochę pokrewnie z tym, z czego dałem się poznać jako głos Google’a. Materiał napisaliśmy wspólnie z dyrektorem Stefanem Jantą. Moja żona podsłuchała, jak wychodzący z Planetarium widzowie mówili, że właśnie tak powinien wyglądać seans. Bo jest w tym właśnie więcej gwiazd, a mniej filmu okraszonego jakimiś fajerwerkami. Planetarium fascynowało mnie od dziecka, uwielbiałem tu przebywać. A dziś, gdy mogę tu coś zostawić od siebie, to jak nie mieć satysfakcji z tego, co mam szansę robić? Ale tym domem, do którego zawsze będę wracał pozostanie radio.
rozmawiał Marcin Król