Nie usłyszeli, nie odlecieli. Nowe zasady na lotniskach zaskakują podróżnych

Na największych polskich lotniskach obowiązuje nowy standard obsługi – tzw. Silent Airport. W praktyce oznacza to ograniczenie komunikatów głosowych w terminalach. Informacje o odprawie, gate’ach i boardingu przekazywane są wyłącznie na ekranach informacyjnych i w aplikacjach mobilnych. Choć pomysł ma poprawić komfort podróży, nie wszyscy pasażerowie wiedzą, że ich lotnisko działa w trybie „cichym”. Efekt? Niektórzy nie zdążają na pokład, bo nie usłyszeli wezwania do wejścia.
Gdzie działają ciche lotniska?
W Polsce rozwiązania typu Silent Airport wdrażane są już m.in. na lotniskach w Warszawie Gdańsku oraz Krakowie-Balicach. Zamiast komunikatów głosowych podróżni muszą śledzić elektroniczne tablice oraz informacje w aplikacjach.
Lotniska przekonują, że chodzi o komfort i spokój. Ograniczenie hałasu w terminalu sprzyja skupieniu, odpoczynkowi i pracy – tłumaczy Tomasz Kloskowski, prezes Portu Lotniczego w Gdańsku. W Krakowie-Balicach – jak wyjaśnia rzeczniczka portu Monika Chylaszek – liczba komunikatów zależy od procedur linii lotniczych i decyzji zarządu. Pasażerowie powinni więc regularnie sprawdzać informacje na monitorach.
Gdy cisza kończy się przegapieniem lotu
Z ostatnich informacji przekazanych przez Gazetę Wyborczą wynika, że kilku pasażerów nie wsiadło na pokład samolotu na lot z Krakowa do paryskiego lotniska Charles de Gaulle właśnie z powodu braku komunikatów głosowych. Nie zorientowali się, że boarding już trwa lub zmieniono bramkę, ponieważ nie sprawdzali ekranów lub nie mieli ich w zasięgu wzroku.
Choć pojawili się w terminalu z dużym wyprzedzeniem, przegapili boarding. Czekali na zapowiedź wejścia na pokład, która nigdy nie padła – zgodnie z nową polityką lotniska. Z miejsca, gdzie siedzieli, nie widzieli bramki – zasłaniał ją tłum pasażerów oczekujących na inny lot. Gdy zorientowali się, że boarding trwa, było już za późno. Samolot wciąż stał na płycie, ale kapitan odmówił wpuszczenia spóźnionych pasażerów.
5 tysięcy złotych straty i brak pomocy
Rodzina musiała kupić nowe bilety z przesiadką w Monachium. Koszt? Około 5 tys. zł. Dodatkowo doszły opłaty za wystawienie biletów w kasie. Reklamacje do easyJet i portu lotniczego nie przyniosły skutku. Przewoźnik uznał, że sytuacja nie spełnia warunków do wypłaty odszkodowania.
– Z prawnego punktu widzenia pasażer odpowiada za dotarcie do bramki na czas, ale lotnisko i linia lotnicza mają obowiązek zapewnić dostępność informacji. Jeśli komunikaty ograniczają się do ekranów, a ich widoczność jest utrudniona, można mówić o zaniedbaniu informacyjnym – komentuje ekspert ds. praw pasażerów z AirCashBack.
– W takich przypadkach warto dokumentować sytuację: robić zdjęcia ekranów, zapisywać godziny i składać reklamację. Jeśli przewoźnik odmawia, pozostaje droga sądowa – zwłaszcza gdy straty są znaczne.
Cicha rewolucja – dla kogo?
Lotniska tłumaczą, że Silent Airport to standard funkcjonujący w wielu krajach – m.in. w Helsinkach, Zurychu czy Singapurze – i ma poprawiać komfort podróży. Jednak w Polsce wciąż wielu pasażerów nie jest świadomych, że nie usłyszą zapowiedzi. Dla osób starszych, niewidzących lub podróżujących z dziećmi może to być spore utrudnienie.
Ograniczenie hałasu to krok ku nowoczesności, ale musi iść w parze z czytelnością ekranów, intuicyjną nawigacją i lepszym informowaniem pasażerów o zmianach.
Fot. Pexels/źródło opracowania: AirCashBack